Trudna akcja ratunkowa OSP Łeba na Górze Łąckiej. Reanimacja w sercu Słowińskiego Parku Narodowego

Zgłoszenie wyglądało na standardowe – izolowane zdarzenie medyczne. Ale dla strażaków z OSP Łeba oznaczało jedno: najtrudniejszy możliwy scenariusz. Na szczycie ruchomej wydmy Łąckiej doszło do nagłego zatrzymania krążenia. Dla służb ratunkowych oznacza to dramatyczny wyścig z czasem. W tym przypadku – z czasem, piaskiem i brakiem dojazdu.

bezpieczeństwo pomorze ratownictwo morskie wiadomości

11 maja 2025   |   16:24   |   Źródło: Gazeta Morska   |   Opracował: Kamil Kusier   |   Drukuj

fot. Sebastian Kluska / MSPiR SAR / X

fot. Sebastian Kluska / MSPiR SAR / X

Nagłe zatrzymanie krążenia na szczycie wydmy

– Dla wielu to tylko NZK. Dla nas, kiedy padło hasło "reanimacja na Górze Łąckiej", było jasne, że to najgorszy możliwy scenariusz – mówi Sebastian Kluska, dyrektor Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa, a także strażak w OSP Łeba. – To miejsce nie ma żadnej infrastruktury ratunkowej. Długi pieszy dostęp, wszechobecny piach, tłumy turystów – wszystko to utrudnia szybkie dotarcie na miejsce.

Na miejsce zdarzenia strażacy dotarli pieszo, transportując sprzęt medyczny w rękach i na plecach. Czas dojazdu quadami jest ograniczony zasięgiem i możliwościami terenu – nie docierają na sam szczyt.

Walka z czasem i siłami natury

– Kto raz wbiegł pod Górę Łącką z torbą R1, wie, jak wyczerpujące to zadanie. Biegniesz, ale piach zabiera ci siły. Jedyne, co masz, to wiedza, trening i adrenalina – dodaje Sebastian Kluska.

Na szczycie rozpoczęto reanimację. Dla jednego z druhów, Janka, była to pierwsza akcja tego typu w życiu. Pomimo presji i zmęczenia – zadziałały szkolenia i zgranie zespołu.

Śmigłowiec jako jedyna szansa

– Tego dnia pomoc dosłownie spadła z nieba – mówi Sebastian Kluska. – Kiedy na horyzoncie pojawił się śmigłowiec LPR, poczuliśmy ulgę. Ale zanim dotarł, przez kilkanaście minut byliśmy jedynym ogniwem łańcucha ratowniczego. W takich chwilach nie ma miejsca na wahanie.

Śmigłowiec był w stanie wylądować dzięki dogodnym warunkom pogodowym. To jednak nie zmienia faktu, że bez odpowiedniego sprzętu na ziemi – czas działania służb pozostaje wydłużony.

Brakuje pojazdów do działań specjalnych

– Jeden quad nie rozwiązuje problemu – podkreśla Sebastian Kluska. – Potrzebujemy pojazdu przystosowanego do trudnych warunków – lekkiego, ale zdolnego przewozić ratowników i sprzęt w piasku. Skoro nie możemy budować dróg w parku narodowym, musimy znaleźć inne rozwiązanie.

Problem dostępności i mobilności w strefach chronionych jest od lat znany, ale wciąż nie został systemowo rozwiązany. Tymczasem liczba turystów rośnie, a zagrożenia – również.

Słowiński Park Narodowy bez infrastruktury ratowniczej

– To piękne miejsce. Ale dla ratownika to teren, w którym jesteśmy skazani na siebie. Nie ma wsparcia technicznego, nie ma zabezpieczeń, nie ma nawet szlaków, które można szybko pokonać z noszami – wylicza Sebastian Kluska. – Przybywa ludzi, przybywa zagrożeń. A my działamy tak samo jak dziesięć lat temu.

Zdaniem strażaków sytuacja wymaga realnych decyzji – doposażenia jednostek, stałych analiz ryzyka oraz stworzenia procedur do działań w trudno dostępnych miejscach.

Akcja zakończona sukcesem – ale to nie reguła

– Udało się. Tym razem. Ale wiemy, że nie zawsze musi być tak samo – mówi Sebastian Kluska. – Potrzebujemy wsparcia, potrzebujemy lepszego sprzętu, bo inaczej któregoś dnia nie zdążymy. A wtedy nie uratuje nas ani doświadczenie, ani zapał.

Dla strażaków z Łeby to był test wiedzy, wytrzymałości i organizacji. Dla Janka – pierwsza w życiu reanimacja. Dla całej jednostki – bolesna lekcja logistyki w realiach terenów chronionych, na szczęście zakończona tym, co w tej historii jest najważniejsze - uratowanym ludzkim życiem.

Apel o wsparcie dla jednostek w rejonach trudnodostępnych

– Ratownictwo w miejscach takich jak Góra Łącka wymaga innych narzędzi niż w mieście. To inna skala działania, inne zagrożenia. Potrzebujemy świadomości tego faktu na szczeblach decyzyjnych – apeluje Sebastian Kluska.

Sukces tej akcji to zasługa determinacji ratowników. Ale to także ostrzeżenie – bez odpowiedniego wsparcia kolejna interwencja może nie zakończyć się tak dobrze.

Postaw nam kawę, a my postawimy na dobrą morską publicystykę! Wspieraj Gazetę Morską i pomóż nam płynąć dalej - kliknij tutaj!

Kamil Kusier
redaktor naczelny

komentarze


wpisz treść
SKOMENTUJ
nick

Dodaj pierwszy komentarz