Przemysł stoczniowy jest sztos. Marcin Ryngwelski o kotwicy. Małym gigancie wielkich konstrukcji

Kotwica to jeden z tych elementów wyposażenia statku, który – mimo niewielkich rozmiarów w porównaniu do całej jednostki – pełni rolę absolutnie kluczową. Jak pisał Joseph Conrad w Zwierciadle morza: „…żadne narzędzie nie jest tak małe w stosunku do wielkiej pracy, którą musi wykonać…". I trudno o bardziej trafne podsumowanie.

biznes gospodarka morska pracuj na morzu przemysł stoczniowy sprzęt i technologie wiadomości

05 czerwca 2025   |   08:04   |   Źródło: Gazeta Morska   |   Opracował: Kamil Kusier   |   Drukuj

fot. Pixabay

fot. Pixabay

– Kotwica to nie tylko narzędzie, ale absolutny symbol całej gospodarki morskiej – podkreśla Marcin Ryngwelski, prezes PGZ Stoczni Wojennej. – Niektórzy miłośnicy tatuują sobie kotwicę na ramieniu, a inni noszą ją na krawatach, poszewkach, a nawet na skarpetach. To mówi samo za siebie.

W przemyśle stoczniowym kotwica jest nie tylko funkcjonalnym elementem – to także znak morskiej tożsamości, obecny w symbolice i codziennym życiu marynarzy. W praktyce – to strategiczny komponent każdego statku lub okrętu, którego skuteczność zależy od precyzji projektantów, jakości wykonania i zgodności z rygorystycznymi normami klasyfikacyjnymi.

– Jej zadaniem jest skuteczne unieruchomienie statku lub okrętu na akwenie wodnym. Kotwica wykonywana jest zazwyczaj ze stali kutej, a jej rozmiar zależy bezpośrednio od wielkości jednostki – dodaje Marcin Ryngwelski.

Kotwice wytwarzane są najczęściej ze stali kutej, a ich masa dobierana jest indywidualnie – zależnie od wyporności i długości jednostki. Dla statków o długości przekraczającej 250 metrów jedna kotwica może ważyć nawet 30 ton.

– Na dużych statkach, powyżej 250 metrów długości, kotwica może ważyć nawet 30 ton – każda. Jej skuteczność mierzy się stosunkiem siły trzymającej do masy kotwicy – zaznacza Marcin Ryngwelski.

Całość zamawiana jest przez stocznię razem z łańcuchem kotwicznym, a wybór i weryfikacja są zadaniami biura projektowego.

– Stocznia zamawia gotową kotwicę wraz z łańcuchem kotwicznym, a cały dobór elementów przeprowadzany jest przez projektantów z Biura Projektowego – mówi Marcin Ryngwelski.

Dziś jednak czołowi producenci kotwic znajdują się głównie w krajach azjatyckich – to efekt globalnych zmian w strukturze dostawców komponentów dla przemysłu okrętowego.

– Niestety, główni producenci kotwic nie znajdują się już w Polsce, ani coraz rzadziej w Europie – dziś to domena krajów azjatyckich – potwierdza Marcin Ryngwelski.

Łańcuch kotwiczny – kluczowy partner kotwicy

Zestaw kotwiczny nie funkcjonuje bez łańcucha kotwicznego, który – jak głosi przysłowie – jest „tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo”. W praktyce oznacza to konieczność ścisłej kontroli jakości oraz precyzyjnego oznaczania miejsc łączeń.

– Łańcuch kotwiczny to nierozłączna część zestawu. Jak mówi stare przysłowie: „łańcuch jest tak mocny, jak jego najsłabsze ogniwo” – przypomina Marcin Ryngwelski. – Długość łańcucha zależy od głębokości akwenu, na którym będzie operować jednostka. Na dużych statkach składa się z szeregu przęseł łączonych ogniwami, a miejsca łączeń są oznaczane malowaniem wykonanym przez stocznię.

Łańcuchy kotwiczne mierzy się nie w metrach, lecz w szeklach – a ich waga, podobnie jak kotwicy, sięga wielu ton. Przechowywane są w komorach łańcuchowych, skąd prowadzone są przez kluzy do windy kotwicznej, a dalej – na zewnątrz kadłuba.

Konstrukcja zestawu kotwicznego uwzględnia także montaż specjalnego krętlika, który zabezpiecza łańcuch przed skręceniem.

– Pomiędzy szeklę a łańcuch montuje się tzw. krętlik, który zapobiega skręcaniu się łańcucha. Łańcuch to nie sznurówka – nie da się go po prostu rozwiązać – komentuje z uśmiechem Marcin Ryngwelski.

Kotwica w praktyce stoczniowej

Z pozoru prosty proces montażu kotwicy i łańcucha do kadłuba jest w rzeczywistości skomplikowaną operacją stoczniową, wymagającą dokładności, siły oraz doświadczenia.

– Sama operacja wprowadzenia łańcucha do komory i kotwicy do kieszeni to proces złożony i wymagający dużej precyzji stoczniowej – wyjaśnia Marcin Ryngwelski.

Historia, która rdzewieje – i inspiruje

Warto przypomnieć, że Polska również miała swój rozdział w historii produkcji kotwic i łańcuchów. W Słupsku, aż do początku XXI wieku działała jedna z największych europejskich fabryk tego typu – SEZAMOR.

– Dwadzieścia lat temu w Słupsku działała jedna z największych fabryk łańcuchów kotwicznych w Europie – SEZAMOR. Niestety, ten zakład już dawno upadł – wspomina Marcin Ryngwelski.

Dziedzictwo tamtych czasów nadal żyje w pamięci branży – jako symbol silnego przemysłu pomocniczego dla stoczni. A sama kotwica, mimo że rdzewieje, wciąż inspiruje.

Postaw nam kawę, a my postawimy na dobrą morską publicystykę! Wspieraj Gazetę Morską i pomóż nam płynąć dalej - kliknij tutaj!

Kamil Kusier
redaktor naczelny

komentarze


wpisz treść
SKOMENTUJ
nick

Dodaj pierwszy komentarz